Menu

Zwierzęta w turystyce. Lista nieetycznych atrakcji.

… czyli kilkanaście miejsc z całego świata, w których można stracić wiarę w człowieka.

Zamknięcie niechlubnie znanej Świątyni Tygrysów w Tajlandii ponownie otworzyło temat wykorzystania zwierząt w przemyśle turystycznym. Ponieważ tematyka ekologii, praw zwierząt i etycznego podróżowania zawsze była nam bliska, postanowiliśmy zapytać znajomych globtroterów, czy zdarzyło im się otrzeć o podobne atrakcje.

Dzisiaj więc wpis ostrzegawczy. Dokąd nie jechać? Czego nie oglądać?

Cywety produkujące Kopi Luwak

cyweta, kopi luwak

„Kopi luwak, słynna „gówniana kawa”, to w Indonezji (i w Wietnamie czy na Filipinach) biznes pełen oszustw – ziarna kawy, zamiast przechodzić przez układ trawienny zwierząt, bywają poddawane sztucznym enzymom, aby wywołać podobny efekt, mielona kawa mieszana jest z prażoną kukurydzą lub mączką ryżową… Ale takie „drobne” oszustwa przynajmniej nie szkodzą zwierzętom, najgorsze, że miejscowi wyczuwając kasę zaczęli zakładać farmy, na których zwierzęta w klatkach karmione są wyłącznie kawą, aby “produkowały” jej więcej. Tej prawdziwej kopi luwak od zwierząt na wolności zbiera się raptem kilkaset kg rocznie, a znaczy to, że 99% kawy, którą kupujemy w miejscach, do których zaprowadzi nas przewodnik na Jawie, Bali czy Sumatrze (i zapewnia, że żadna cyweta podczas jej produkcji nie została skrzywdzona), to podróbki. Czasem do opakowania kawy dołączony jest nawet certyfikat potwierdzający jej autentyczność, ale jako, że w Indonezji nie istnieje żadna instytucja to regulująca, w Photoshopie może go sobie zrobić każdy.”

Tekst: Emilia z bloga Emiwdrodze.pl / Zdjęcie: Wikimedia Commons

Delfiny na Bali

delfiny na Bali

Mały, ciasny basen, woda wydaje się czysta, ale już z daleka dociera do nas zapach chloru. Jesteśmy w północnej części Bali, w Melka Dolphin Hotel,w Lovinie. Delfinów w hotelu jest 5, z czego dwa prawie już ślepe, od chloru znajdującego się w wodzie. Hotel szczyci się, że uratował delfiny z dawnego cyrku na Jawie, gdzie były przetrzymywane w znacznie gorszych warunkach. Czy tutaj mają lepiej? Podobno mają lekarza, i tylko tyle. Hotel zarabia $125 od osoby, za możliwość popływania z delfinami. Można je do woli głaskać, całować, łapać za płetwę i dać się ciągnąć dookoła basenu, który ma rozmiar 10 na 20 metrów. Delfiny na zawołanie skaczą, pozują do zdjęć, wykonują różne akrobacje.

Ludzie reagują rożnie, niektórzy są nerwowi, co udziela się zwierzętom , inni pakują łapy gdzie popadnie, po ciele zwierzęcia, nawet w oczy, by sprawdzić jak działają. Delfiny w naturze pływają około 170 km dziennie. Tutaj nie mają na to szans – te piękne, inteligentne zwierzęta są trzymane całe dnie w śmierdzącej wodzie basenu na uciechę gawiedzi. Miejsca jak to będą istniały tak długo, dopóki turyści będą płacić pieniądze za takie atrakcje. Czyż nie piękniej byłoby zobaczyć te cudowne stworzenia na żywo, w oceanach?

Tekst i zdjęcie: Dee z bloga Nie zawsze poprawne zapiski Dee

Konie w Zakopanem

konie Tatry

Morskie Oko – największe jezioro w Tatrach, do którego cały rok ściągają rzesze turystów spragnionych wysokogórskich wrażeń. Niestety wiele z nich nie przyjeżdża tutaj obcować z górskim światem, ale zrobić selfie, wypić piwo i pokrzyczeć do telefonu „Ej, stary zgadnij k…wa skąd do Ciebie dzwonię?”. Dla nich powstają pseudoregionalne atrakcje, dla nich tworzą się kilometrowe kolejki do kas na Kasprowy Wierch i dla nich konie z Morskiego Oka ciągną przeładowane wozy.

Do szału doprowadzają mnie komentarze, że górale to rzeźnicy, że męczą konie, że wyciągają pieniądze z turystów. A kto, jak nie turyści, jest odpowiedzialny za taki stan rzeczy? Kto zapłaci każdą cenę za to, żeby się nie zmęczyć? Fiakrzy w Morskim Oku nie wożą przecież w wozach powietrza, ale zdrowych i pełnosprawnych ludzi, którym nie chce się ruszyć tyłka i pomaszerować o własnych siłach pod górę. To my, turyści, napędzamy tę machinę, bo oczekujemy tych atrakcji i dajemy na nie pieniądze. Popyt generuje podaż i zawsze znajdzie się ktoś, kogo nie obchodzi świadome i etyczne podróżowanie. Byle zgadzał się hajs i ilość zdjęć w smartfonie.

Tekst i zdjęcie: Magda z bloga W 10 inspiracji dookoła świata

Kozy w Maroku

kozy w Maroku zwierzęta

Przed wyjazdem do Maroka sporo słyszałam o „kozach na drzewach”. Nie kręciło mnie to. Kozice na drzewach widziałam już w parku narodowym w Izraelu. Swobodnie skakały po gałązkach i zajadały liście. To naturalna zdolność, która pozwala zwierzakom na przetrwanie w pustynnych warunkach, gdzie na ziemi zieleni niewiele.

Jakie było moje zdziwienie, jak zobaczyłam skąd marokańscy turyści mają zdjęcia kóz. Zatrzymaliśmy się busem jadącym z Marrakeszu do As-Sawiry. Wokół drogi rosło wiele drzew, a kozy stały nerwowo na jednym z nich patrząc na swoich strażników, którzy stali zaraz przy drzewie. Co i rusz jakaś próbowała uciec i była łapana przez pilnujących, po czym na drabinie wkładana z powrotem. Biedaczki czekały na godzinę, gdy turyści już się rozjadą, a te spokojnie będą mogły jeść trawę tam, gdzie mają ochotę. Jak tylko się pojawiłam jeden z Marokańczyków wręczył mi małe koźlątko w ramiona.

Po oddaniu zaczął się awanturować, że nie chcę mu zapłacić za możliwość potrzymania maleństwa. Krew mnie zalała.

Tekst i zdjęcie: Agnieszka z bloga Zależna w podróży

Kurczaki w Wenezueli

kurczaki Wenezuela

Gdy włóczyliśmy się po jednej z wenezuelskich ulic, naszą uwagę przykuł jeden z wielu, rozłożonych przy głównym placu miasta, stragan. Zresztą nie tylko naszą, bo otaczało go sporo ludzi. Okazało się, że sprzedawca handlował na nim… farbowanymi kurczakami! Cena tych kolorowych wynosiła około 5 zł, podczas, gdy „zwykłe” kurczaki chodziły za po 2zł. Straganiarz zapytany dlaczego je farbuje, powiedział, że takie cieszą się dużo większą popularnością, szczególnie wśród małych dzieci, które rzeczywiście tłumnie otoczyły stragan i z piskami radości tuliły i głaskały umęczone pisklaki.

Zastanawialiśmy się co stanie się z ptakami za kilka tygodni, gdy już znudzą się maluchom albo, co gorsza, stracą kolorowe piórka, więc słodkie pisklęta wraz z tym jak będą rosły stracą sporo na uroku i mogą stać się problemem. W końcu trzymanie w domu kury czy koguta to nie taka łatwa sprawa. Odpowiedź okazała się być prosta: większość z nich pewnie nie dotrwa do tego czasu, a te którym jakimś cudem się się uda… cóż, zawsze można przecież dać kotu.

Tekst i zdjęcie: Kasia Adamczyk-Tomiak z bloga Vanillaisland.pl

Lamy w Peru

lamy, Ameryka Południowa, Peru

Lamy w środowisku naturalnym. Rzecz jasna nie mamy zdjęcia z lamą w przebraniu, bo nie przykładamy do tego ręki. Jadąc do Peru, każdy chce mieć zdjęcie z lamą. Albo chociaż zdjęcie lamy. W rzeczywistości zrobienie sobie zdjęcia z lamą jest dość trudne, bo kiedy pójdzie się w góry, gdzie lamy się pasą, to te uciekają przed człowiekiem, co jest zupełnie zrozumiałe. Peruwiańczycy jednak wymyślili sposób, żeby wyjść naprzeciw oczekiwaniom turystów, a przy okazji zarobić. Za kilka soli można sobie zrobić zdjęcie z kolorową ubraną lamą, alpaką lub nawet z cielakiem lamy… Te biedne zwierzęta chodzą ze swoimi kolorowo ubranymi właścicielkami po ulicach Cusco lub Arequipy, żeby turyści mogli sobie z nimi robić zdjęcia. Nie trzeba chyba dodawać, że miejsce lam jest na pastwiskach, gdzie mogą sobie przygryzać trawę, a nie na ulicach miast poubierane do tego w idiotyczne, kolorowe stroje…

Tekst i zdjęcie: K. Wudniak / TropiMy Przygody

Lwy w RPA

lwy, turystyka, zwierzęta

Wolontariat ze zwierzętami w egzotycznym miejscu świata to marzenie wielu ludzi, a jego najbardziej ekstremalną formułą potrafią być ośrodki, w których opieką można otoczyć duże koty. Urocze zdjęcia wolontariuszy z lwami czy gepardami podsycają wyobraźnię, przez co liczba chętnych z roku na rok rośnie, a wraz z nimi przyrastają miejsca które oferują coś, co wydawać się może przygodą życia. Niestety faktyczna pomoc dla zwierząt zamieniła się w prężną gałąź biznesu – obecnie większość miejsc, w których za skromną „opłatą” kilku tysięcy złotych miesięcznie można opiekować się kotowatymi to miejsca, które koty rozmnażają i trzymają w niewoli tylko w celu zarabiania na tzw „woloturystach”. Koty w takich miejscach, po dorośnięciu często kończą jako trofea dla myśliwych z zachodu i w samym RPA w takich miejscach przebywa więcej lwów niż na wolności. Każdemu zainteresowanemu wolontariatem w Afryce przy kotowatych powinna zapalić się czerwona lampka gdy strona www reklamuje jakiekolwiek interakcje ludzi np. z lwami – bez odpowiedniego prześwietlenia takiego miejsca można skończyć jako trybik w brudnym biznesie opartym na krzywdzie zwierząt.

Tekst: Maciej Bielak / Animalus.eu

Zdjęcie: Wikimedia Commons (CC BY-SA 1.0)

Małpy w Indiach

małpy Indie zwierzęta

Popularnym w Indiach rodzajem „rozrywki” prezentowanej turystom i Hindusom jest pokaz tresury małp. Zwierzę uczone jest kilku trików, takich jak witanie się z przechodniem, taniec, akrobacja i kilka innych. W zamian za pokaz widzowie zostawiają kilkadziesiąt rupii trenerowi.

Małpy są zwierzętami bardzo inteligentnymi i wytresowanie ich do takiego posłuszeństwa może odbywać się tylko poprzez znęcanie się. Zwierzę jest bite i głodzone,, by spełniało polecenia właściciela. Wyrywa im się zęby, aby uniemożliwić im gryzienie w samoobronie. Co zaskakujące, taki proceder już od dawna zakazany jest przez indyjskie prawo, jednak jego egzekwowanie jest żałośnie słabe. Większość małp trenowanych do pokazów łapana jest w dżungli i odbierana rodzicom w młodym wieku.

Rada: nigdy nie bierz udziału w takich pokazach. Nie zgadzaj się, gdy ktoś proponuje taki pokaz dla Ciebie i znajomych. Nie dawaj też pieniędzy treserom.

Tekst i zdjęcie: Łukasz z bloga www.lukaszsupergan.com

Orangutany na Sumatrze

orangutan, Indonezja, wikimedia

Orangutany są krytycznie zagrożonym gatunkiem małp człekokształtnych, które obecnie można spotkać w lasach deszczowych jedynie na Sumatrze i Borneo. Poza wycinaniem lasów pod plantacje palmy oleistej, swego czasu gatunkowi zagrażało odławianie młodych osobników przez człowieka. Gdy dorastały, okazywały się zbyt niebezpieczne i dzikie, by być domowym pupilem. Trafiały do Ośrodka Rehabilitacji przy Parku Narodowym Gunung Leuser, gdzie starano się je przywrócić naturze. Dziś orangutany zamieszkują dżunglę w okolicach Bukit Lawang, a w porze, kiedy owoców jest niewiele, są dokarmiane przez pracowników parku.

Najgorszym procederem jest jednak oferowanie trekingów z możliwością zobaczenia orangutana (pewność 100%, opłata za wycieczki pobierana w euro). Miejscowi wprost nazywają to biznesem, a turyści wracający z wycieczek chwalą się kadrami niczym z National Geographic. Jak to możliwe? Okazuje się, że wśród „przewodników” powszechny jest proceder dokarmiania orangutanów, na TripAdvisor pojawiają się informacje, że przewodnicy wręcz zachęcają turystów do dotykania zwierząt. Ponadto w obozowiskach często zostawiane jest jedzenie, by zwabić do nich też makaki i gibony. Tak właśnie wygląda „przywracanie orangutanów naturze” w Bukit Lawang.

Tekst: Agnieszka Muzińska / Zdjęcie: Wikimedia Commons

Osły i wielbłądy

osły

Osły i wielbłądy są w turystyce wykorzystywane głównie jako środek transportu. Popularną atrakcją są przejażdżki na wielbłądach a osłom przykleja się naklejkę TAXI i obwozi turystów po mieście (np. Mijas Pueblo) lub wwozi pod górę (np. Lindos na Rodos). W Turcji widziałam, jak eksploatowane za dnia wielbłądy, były wieczorem „parkowane” w lesie, przywiązane krótkim sznurkiem do drzewa, w czasie wczesnojesiennych burz, a miejscowe dzieci rzucały w nie kamieniami. W Maroku odmówiłam udziału w wielbłądzim safari – zwierzęta były brudne, wychudzone i wyglądały na bardzo zmęczone. W jednym z parków w Polsce widziałam samotnego osła (a one lubią towarzystwo!), zamkniętego na malutkim terenie, biegającego obłąkańczo dookoła ogrodzenia. Osły są zwierzętami silnymi i wytrzymałymi, jednak warto zastanowić się nad tym, jak są traktowane i w jakich warunkach przebywają. Zwierzęta to nie zabawki!

Tekst i zdjęcie: Agnieszka z bloga Całe życie w podróży

Rafy koralowe

rafa koralowa, nurkowanie, Cairns

Kurs nurkowania zrobiłam w Australii, gdzie każdy instruktor wielokrotnie powtarza, żeby niczego pod wodą nie dotykać. Dla naszego bezpieczeństwa i dla dobra rafy. Wiadomo, niepotrzebne dotykanie, zrywanie, łamanie czy deptanie rafy może ją zabić. Tak byłam nauczona i tego przestrzegam. Inaczej było w Ameryce, na Hawajach, gdzie miałam okazję nurkować. Dive master miał specjalną pałkę, którą wsadzał w każdą dziurę i dotykał każdej możliwej rośliny. Inni amerykańscy turyści – śladem przewodnika – robili to samo. Nagle przewodnik urwał kawałek rafy i zaczął ją kruszyć jako pokarm dla ryb. Ryby od razu okrążyły nurków i instruktor zaczął robić nam zdjęcia. Na koniec powiedział, że to taka atrakcja dla turystów. No tak, ale czy trzeba niszczyć rafę, żeby zadowolić turystów? Widziałam ogromne ławice ryb i dwa ogromne żółwie bez zbędnego niszczenia podwodnego świata.

Tekst: Karolina z bloga Moja Australia / Zdjęcie: Przedeptane

Rekiny wielorybie na Filipinach

rekin wielorybi, łukasz kędzierski

Kto nie chciałby zobaczyć rekinów wielorybich w ich naturalnym środowisku? Móc podziwiać olbrzymie ryby pływając obok nich na wyciągnięcie ręki to niesamowite przeżycie i bardzo chciałem to zrobić. Cisza, spokój, niczym nie zmącona woda a w niej ja, który obserwuje przepiękne olbrzymy. Przynajmniej tyle w teorii.

Niestety rzeczywistość potrafi brutalnie rozczarować. Okazało się, że w Oslob, czyli najpopularniejszym miejscu na Filipinach, gdzie można podziwiać rekiny wielorybie, wygląda to zdecydowanie inaczej. Dużo łodzi, dużo turystów, nie ma ciszy i spokoju i w tyle głowy pojawiają się wątpliwości dotyczące naturalności tego miejsca, jak działalność turystyczna wpływa na rekiny i ich naturalne zachowania. Pomimo, że nie wolno karmić ryb, miejscowi przewodnicy cały czas je dokarmiają. Co tu się dzieje? Warto przeczytać mój tekst, aby dowiedzieć się więcej szczegółów i wyrobić sobie własne zdanie, aby podjąć decyzję w oparciu o wiedzę. Tyle i aż tyle.

Tekst i zdjęcie: Łukasz Kędzierski. Cały tekst o rekinach znajduje się na blogu www.lkedzierski.com

Salamandry olbrzymie w Chinach

salamandra olbrzymia, chiny

Po raz pierwszy natknęliśmy się na nie podczas naszej wizyty w Zhangjiajie National Park w Chinach. Szczerze mówiąc, wcześniej nie wiedzieliśmy nawet, że taki gatunek istnieje. Okazało się, że obecnie żyją trzy gatunki takiej salamandry, z czego dwa w Azji (w Chinach i Japonii) i jeden w Ameryce Północnej. Azjatyckie salamandry są zagrożone wyginięciem i znajdują się pod ochroną, ale w Chinach i tak poławia się je dla mięsa. We wspomnianym parku kilka salamandr znajdowało się w małym akwarium i oczywiście nie miały możliwości się poruszać. Czekały na śmierć, a na półkach obok leżały już porcje ich mięsa przygotowane dla turystów. Kilka dni później widzieliśmy je ponownie na terenie często odwiedzanej przez turystów jaskini. Znajdowały się w małych i płytkich studniach, gdzie nie mogły się nawet obrócić wokół własnej osi, a poza tym narażone były na bezpośredni kontakt z turystami.

Tekst: Gosia i Kasper z bloga wysrodkowani.blog.pl / Zdjęcie: Wikimedia Commons

Słonie na Sri Lance

słonie, Sri Lanka, Azja

„Atrakcją” w wielu krajach Azji, w tym na Sri Lance, są sierocińce słoni i przejażdżki na nich. Niestety, słonie nie są zwierzętami udomowionymi, można je tylko oswoić, czyli zmusić torturami (np. głodzenie, przypalanie ogniem…) do przebywania z ludźmi i słuchania ich. Im młodszy słonik, tym łatwiej będzie go złamać i nauczyć pracować dla człowieka, np. dla turystów. Najgorsze są przejażdżki w specjalnych klatkach (houdach) na grzbiecie zwierzęcia, ponieważ uszkadzają one jego żebra i organy wewnętrzne skazując tym samym na szybszą śmierć.

Problem polega też na tym, że słonie, które zostały uratowane z niewoli nie mogą trafić na wolność – nauczone pracy dla ludzi od małego nie będą wiedziały jak tam przeżyć, więc trafiają do specjalnych fundacji i sierocińców. Jednak utrzymanie słonia sporo kosztuje, więc tam także musi on na siebie zarobić…

Wybierając się do sierocińca albo fundacji sprawdźmy jakie warunki oferują one zwierzętom – czy np. nie trzymają ich w ciasnych boksach. Nie jeździjmy również na słoniach wiedząc, ile musiały te zwierzęta wycierpieć, żebyśmy czerpali „radość” z przejażdżki. Najlepiej oglądać słonie w ich naturalnym środowisku, np. podczas safari, co wszystkim gorąco polecam!

Tekst i zdjęcie: Hanna Sobczuk z bloga Plecak i walizka

Wpis o słoniach na Sri Lance: blog Plecak i walizka

Wpis o słoniach w Birmie: blog JedźBawSię

Wpis o słoniach w Kambodży: blog Okiem Maleny

Tygrysy w Tajlandii

tygrysy Tajlandia

Usłyszałam, że w obecnej sytuacji związanej z zamknięciem Tiger Temple w Kanchanburi, nie powinnam przyznawać, że byłam w tej tajskiej świątyni tygrysów. Ale przecież nie będę udawać. Byłam.
10 lat temu pojechałam w pierwszą daleką podróż i chciałam zobaczyć tygrysy – pijar to miejsce miało wtedy dobry: mnisi, zajmujący się osieroconymi tygrysami, a finansowe wsparcie zwiedzających utrzymuje ośrodek. Pamiętam poczucie, że to niesamowite siedzieć blisko żywego tygrysa i jednoczesny smutek, że jestem przy uwięzionym zwierzęciu. Znalazłam teraz raport z kontroli, która odbyła się parę miesięcy po mojej wizycie – nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości.
Co myślę teraz, kiedy wyszła na jaw afera z nieludzkim traktowaniem tygrysów? Zdobyte doświadczenia sprawiły, że odpowiedzialne podróżowanie stało się dla mnie ważne, jednak dopiero prawdziwe afrykańskie safari i zobaczenie zwierząt w naturalnym środowisku, na dużych przestrzeniach sprawiło, że żadne sanktuarium ze zwierzętami nigdy już nie będzie dla mnie atrakcją. Nawet zoo jest teraz smutnym miejscem.

Tekst i zdjęcie: Monika z bloga Amused Observer

Węże i kameleony w Marakeszu

kameleony maroko marakesz przedeptane

Plac Jemaa el-Fnaa, perła Marakeszu, obfituje w kolory, dźwięki, zapachy i… wątpliwe etycznie atrakcje. W bocznych uliczkach można kupić nie tylko ubrania i świecidełka, ale też żywe jeże uszate, kameleony, a nawet ptaki drapieżne, przy czym zwierzęta trzymane są w paskudnych warunkach. Co zdechnie, to zdechnie – martwe osobniki od razu zastępowane są nowymi. Z kolei na głównym placu pchają się do zdjęć „treserzy” małp i węży, którzy często bez pytania zarzucają turystom zwierzaka na szyję i od razu domagają się zapłaty. Zestresowane małpy spędzają całe życie na przemian w ciasnej klatce i na postronku, większość węży pokrytych jest ranami, mają połamane ogony i wyrwane zęby jadowe.

Jeżeli kiedykolwiek zobaczycie odważnego poskramiacza gadów, to pamiętajcie – w tych atrakcjach zawsze zagrożone jest zwierzę, a nie jego właściciel. Nawet najlepsze zdjęcie nie jest warte kaca moralnego po powrocie.

Tekst i zdjęcie: my Przedeptani. Cały wpis o Maroku znajdziecie tutaj.

Żółwie na Sri Lance

żółwie, Sri Lanka

Jedną z atrakcji podczas pobytu na południu Sri Lanki jest odwiedzenie wylęgarni żółwi i wypuszczenie małych żółwików do oceanu. Najpierw pokazano nam kopczyki piasku z powtykanymi tabliczkami, w których rzekomo znajdowały się jaja żółwi. Jaja do wylęgarni znoszą okoliczni rybacy i dostają za to zapłatę, co powoduje, że tym chętniej je wykopują zamiast zostawić je tam gdzie zostawiają je żółwice. Żółwie w wylęgarni znajdują się w małych betonowych basenach, malutkie żółwiki są wciskane turystom do rąk i do zrobienia zdjęć, a do oceanu można je wypuścić za dodatkową opłatą. Na każdym kroku przypominano nam, żebyśmy wpłacili darowiznę na rozwój tego miejsca, pomimo bardzo drogiego biletu wstępu. Wszystko było prowizoryczne i mało wiarygodne. Nie wiemy, czy wszystkie wylęgarnie takie są, ale ta wyglądała na maszynkę do zarabiania na turystach. Lepiej trzymać się od takich miejsc z daleka.

Tekst i zdjęcie: Przemek i Magda z bloga www.tropimy.com

***

Oczywiście to zaledwie przysłowiowy czubek góry lodowej. Moglibyśmy przecież wspomnieć także o korridzie lub gonitwach z bykami w Hiszpanii, o walkach kogutów na Filipinach, o breloczkach z żywymi żółwiami. Moglibyśmy napisać o cyrkach, które – miejmy nadzieję – wkrótce staną się wstydliwym wspomnieniem.

Każdy z nas może pomóc – nagłaśniając poszczególne atrakcje lub po prostu odmawiając uczestnictwa. Podróżujmy z głową.

P.S.

Jeżeli masz w zanadrzu podobną historię, napisz do nas – chętnie dołączymy ją do tego wpisu.

59 komentarzy

  • Life with a traveller
    20/06/2016 at 07:35

    słuszna idea i bardzo potrzebna!

    Reply
  • Karolina Groszek
    20/06/2016 at 07:52

    Super post i pomysl!

    Reply
  • Random Travel Stories
    20/06/2016 at 08:09

    Ważny temat, a najważniejsze w tym wszystkim jest przeniesienie ciężaru odpowiedzialności na turystów. Bo łatwo załamywać ręce, jakie barbarzyńskie są te Indie i Tajlandie, gdzie męczy się slonie, małpy i tygrysy. Trzeba jednak pamiętać, że im bardziej uboga społeczność, tym mniejszą wagę przykłada do dbałości o zwierzęta czy środowisko – to naturalne, że wpierw próbuje się dbac o człowieka. A taka turystyka to dodatkowe źródło dochodu z którego „lokalsi” chętnie korzystają – i trudno się dziwić. I dlatego my, przedstawiciele „europejskiej cywilizacji”, którą tak chętnie się wywyższamy, powinniśmy przede wszystkim powiedzieć glośne NIE pewnym praktykom. Inaczej nawet najwieksza siła nie powstrzyma prawa popytu i podaży.

    Reply
  • Random Travel Stories
    20/06/2016 at 08:24

    Ważny temat i dobra inicjatywa. Tak jak pisałam u Agnieszki z Całe Życie w Podróży, najwazniejsze jest właśnie przeniesienie ciężaru odpowiedzialności na turystów. Inaczej nie zatrzymamy prawa popytu i podaży.

    Reply
  • Marta Kamińska
    20/06/2016 at 08:31

    genialny artykuł! świetnie, że ktoś zajął się tym tematem i zebrał to do kupy ;) uświadamianie ludzi to ważny element w walce z okrucienstwem wobec zwierząt, bo przecież bardzo często to nie brak empatii cechuje turystów tylko właśnie nieświadomość. udostępniam ;)

    Reply
  • Alicja
    20/06/2016 at 10:35

    Konie w Zakopanem? Chyba trochę przeginacie… Rozumiem, ze vege tez jesteście? Zaprzyjaźnieni blogerzy czyli kółko wzajemnej adoracji, eh

    Reply
    • Przedeptane
      20/06/2016 at 10:40

      Zamiast odpowiedzi: „Morskie Oko: koń wiózł zbyt wielu turystów, padł z wycieńczenia. Góral na to: ino się przegrzoł” http://wiadomosci.onet.pl/krakow/morskie-oko-kon-wiozl-zbyt-wielu-turystow-padl-z-wycienczenia-goral-na-to-ino-sie/s6gk5

      Reply
    • Marta
      20/06/2016 at 12:42

      Tylko osoby bez serca korzystają z takiego transportu do morskiego oka… Bycie wege czy nie, nie ma tu znaczenia. Mamy XXI wiek, ludzie! Jesli nie wierzysz, to proponuje zrobic kilka rundek na morskie oko, w lecie, ze sporym plecakiem.

      Reply
    • Patrycja
      20/06/2016 at 19:00

      No chyba nie przesadzają, była tam pani i widziała te konie ? (nie sądzę) A one tam tak ciężko harują że zdychają

      Reply
    • Agata
      20/06/2016 at 19:02

      zero jakiejkolwiek empatii czy współczucia

      Reply
    • Wiktoria
      19/02/2017 at 01:26

      Co ci przeszkadza , że są wege? Bardzo dobrze, że jest coraz więcej jak ty to nazwałaś „kółek wzajemnej adoracji” wegetarianów. I tak ko ie w Zakopanem, nie czytałaś; serio nie przemówiło to do ciebie i jeszcze przez to kogoś obrażają? Przesadą to tutaj Alicja jesteś ty.

      Reply
    • Ewa
      04/03/2017 at 23:13

      Wiesz,że koń „starcza” tylko na dwa sezony w pracy nad Morskim Okiem? Potem idzie prosto do rzeźni.

      Reply
  • Magdalena Nieścierowicz
    20/06/2016 at 10:06

    Świetnie, że o tym napisaliście, bo ludzie nie zdają sobie z tego sprawy.

    Reply
  • Zosia
    20/06/2016 at 13:04

    Smutne :( pociesza jedynie fakt, że ludzie są coraz bardziej świadomi. Bardzo wartościowy tekst.
    @Alicja – konie są naprawdę męczone w Zakopanem. Jechałam kiedyś saniami do Morskiego Oka w zimie, mój ówczesny chłopak uznał, że to bardzo romantyczne. Problem polegał na tym, że było ciepło, śnieg stopniał, a biedny koń ciągnął nas (ok 6 osób) niemal 9 km, po gołym asfalcie! Żałuję, że nie wyskoczyłam z sań.
    Warto byłoby wspomnieć w artykule o zwierzętach hodowlanych, tutaj, w Polsce. Ptaki w klatkach wydają mi się chyba najsmutniejszą rzeczą na świecie. Wyobrażacie sobie mieć skrzydła i przez całe życie być zamknietym w klatce 0,5m x 0,5m?

    Reply
    • Przedeptane
      20/06/2016 at 13:11

      Tak, w pełni się zgadzamy. Niestety w trakcie kompilowania tekstów musieliśmy zrobić spory odsiew – ostatecznie skupiliśmy się wyłącznie na atrakcjach opłacanych i napędzanych przez turystów, pomijając kontrowersyjne lokalne zwyczaje i obrzędy, nieetyczną hodowlę lub połów i wiele podobnych tematów skierowanych „do wewnątrz”. To byłby temat na osobny wpis.

      Reply
  • The Clueless Abroad
    20/06/2016 at 11:29

    Świetny artykuł! Zgadzam się z poprzednim komentarzem – odpowiedzialność jest nasza. Szkoda tylko, że tak wiele osób ma podejście pt. „nic się zwierzakom nie dzieje, delifny się przecież uśmiechają, a słonie są na tyle silne, żeby ludzi wozić”. :(
    Przyznaję – sami kiedyś wpadliśmy w taką turystyczną pułapkę (kopi luwak) i jak się zorientowaliśmy, co się tam dzieje (a trudno się nie zorientować, patrząc na te malutkie klatki), to nam było głupio, ale nie wyszliśmy i nie zareagowaliśmy… a trzeba było. Nauczyliśmy się z czasem sprawdzać wszystkie atrakcje, zanim się na cokolwiek zdecydujemy. Teraz też w takiej sytuacji byśmy zareagowali, zamiast siedzieć cicho.
    A poza tym, jest tyle fajnych miejsc, które faktycznie skupiają się na edukacji ludzi i dobrobycie zwierzaków, tam można pójść z czystym sumieniem. :)

    Reply
    • Całe Życie w Podróży
      20/06/2016 at 11:30

      Ja do dziś żałuję, że nie zgłosiłam nigdzie tej sytuacji z osłem… Ale chyba z czasem ma się więcej odwagi i większą świadomość

      Reply
  • Zuzanna Rusnok
    20/06/2016 at 11:33

    Ostatnio widziałam na Malcie faceta z małpką na sznurku, można było zrobić sobie z nią zdjęcie. Za pieniądze. Tu nie było już żadnej ściemy, że ratowanie zwierząt etc., tylko każdy widział, że zwierzę jest przywiązane i służy jako maskotka. A jednak ludzie podchodzili i kolesiowi musiał się taki interes opłacać.
    Mam nadzieję, że w przyszłości będę swoim dzieciom opowiadać o tych barbarzyńskich zwyczajach, a one nie będą w stanie w to uwierzyć.

    Reply
  • Cieszę się, że mogłam wziąć w tym udział. Oczywiście nie wyczerpaliśmy tematu, ale myślę, że lepiej pisać mało, byleby pisać na ten temat. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak te zwierzęta są krzywdzone, dla pieniędzy.

    Reply
  • The Clueless Abroad
    20/06/2016 at 14:03

    Świetny artykuł, chociaż temat przykry.
    Najbardziej nie rozumiem osób, które po przeczytaniu kilku artykułów o tym i zobaczeniu na własne oczy, w jakich okropnych warunkach trzymane są niektóre zwierzaki, dalej wykłócają się, że np. „delfiny w delfinarium są szczęśliwe i uśmiechnięte, bo dostają ryby”.
    Tak było przecież z Tiger Temple – tak jak pisała jedna z autorek, przez długi czas nikt o niczym nie wiedział, więc wiadomo, że wiele osób po prostu się na to nacięło i kupiło bilet nie zdając sobie z niczego sprawy. Szczególnie w czasach, kiedy temat nieetycznych atrakcji nie pojawiał się tak często na portalach i blogach podróżniczych. Ale po tym jak wiele rzeczy w ostatnich kilku latach wyszło na jaw, niektórzy ludzie nadal szli w zaparte, że tygrysy są tylko zmęczone słońcem i świetnie udomowione. Szkoda, że tyle rzeczy jesteśmy w stanie zignorować dla głupiego selfie ze zwierzakiem.

    Sami nie jesteśmy bez winy – kiedyś też wpakowaliśmy się w taką nieetyczną sytuację i od tej pory dokładnie sprawdzamy wszystkie miejsca, które odwiedzamy, nawet jeśli jest to np. schronisko lub sanktuarium cieszące się teoretycznie dobrą reputacją. Nikt nie jest idealny, ale wiele takich wpadek jest jak najbardziej do uniknięcia, jeśli się na to poświęci odrobinę czasu.

    PS. A może by tak zrobić kompilację alternatywnych atrakcji – takich, gdzie można pomóc albo czegoś się nauczyć, zamiast przyczyniać się do cierpienia zwierzaków? :) (też chętnie coś od siebie dodamy!)

    Reply
    • Una
      20/06/2016 at 19:15

      Dobry pomysł!

      Reply
  • Evi Mielczarek
    20/06/2016 at 13:02

    Bardzo potrzebny tekst! Sama ostatnio robiłam rachunek sumienia z wizyty w Świątyni Tygrysów wiele lat temu :(

    Reply
  • Damian Chrystian
    20/06/2016 at 14:33

    Bardzo ważny wpis, dużo osób nie dostrzega, albo nie chce dostrzec problemu, a jeszcze sporo grupa boi się poruszać ten temat…

    Reply
  • Ania
    20/06/2016 at 21:06

    My możemy dodać jeszcze ze swojego niestety smutnego doświadczenia park Wayanad w Indaich gdzie widzieliśmy przkute łańcuchami do drzewa słonie, farmę krokodyli w Kambodży (niedalko Batambang), które przetrzymywane były w strasznych warunkach. A kolorowe kurczaczki niestety królują też w Indonezji :/ eh…
    Najważniejsze to edukować siebie i społeczeństwo, bardzo podoba mi się pomysł powyżej o alternatywnych atrakchach!

    Reply
  • Łukasz Kędzierski
    20/06/2016 at 22:41

    Wyszło z tego bardzo interesujące zestawienie częstych atrakcji, gdzie statystyczny Kowalski nie ma często świadomości, co się za nimi kryje – sam się niestety o tym przekonałem na własnej skórze. Mam nadzieję, że do artykułu dotrze sporo ludzi w których zostanie zasiane ziarenko niepewności, które spowoduje refleksję i zastanowienie się i może dzięki niemu ominą niektóre atrakcje.

    Reply
    • Przedeptane
      21/06/2016 at 06:52

      Dokładnie – nie można opisać wszystkiego, ale może to zestawienie przynajmniej wywoła odruch „sprawdź, zanim pojedziesz”.

      Reply
  • Pełną Parą
    21/06/2016 at 09:34

    Smutne ale prawdziwe… omijamy takie atrakcje szerokim łukiem..

    Reply
  • Monika
    22/06/2016 at 22:15

    Dochodzę do wniosku, że odpowiedzialny turysta z założenia powinien zacząć unikać atrakcji mających związek ze zwierzętami – bo ciągle coś wychodzi. Czy zresztą da się w naturalny sposób doświadczyć bliskości dzikich (w większości zwierząt)? Chyba nie.

    Jedyne miejsce gdzie nie czułam, że przeszkadzam zwierzętom to safari w Tanzanii, w parku Serengeti – i tak sobie pomyślałam, że w pewnym sensie dla zwierząt to dobrze, że to tyle kosztuje i nie każdego na to tak po prostu stać – im nas tam mniej tym lepiej dla środowiska.
    Mam ostatnio wrażenie, że pieniądze umożliwiają zobaczenie prawdziwej przyrody – dlatego też zdaję sobie sprawę, że wielu rzeczy w życiu nie doświadczę i nie przeżyję w naturalny sposób.

    Reply
    • Zosia
      23/06/2016 at 14:13

      Niestety, biznes safarii jest budowany na nieszczęściu tubylców, np. Masajów. Zabrano im ziemie, zabroniono polowań, palenia ognisk, zamknięto pastwiska, przeniesiono na tereny mniej żyzne, gdzie brakuje wody itp. Kolejna bardzo smutna sprawa :( wydaje mi się, że tak jak mówisz, ciężko jest doświadczać bliskości dzikiej natury. Tam gdzie jest biznes, tam (chyba w zdecydowanej większości) jest jakaś krzywda ludzi lub zwierząt.

      Reply
  • Kasia
    23/06/2016 at 07:39

    Niestety nie wszyscy mają świadomość czym są te atrakcje turystyczne:(( Ja nie chodzę nawet do zwykłego zoo, bo żal mi się robi.

    Reply
  • Hamak Life
    24/06/2016 at 18:55

    Straszne! U mnie w przygotowaniu artykuł o więzieniach Tajlandii.

    Reply
  • Karolina Groszek
    24/06/2016 at 21:46

    Czytałam!

    Reply
  • Beata Dachniewska
    25/06/2016 at 14:11

    Super post. Trzeba uswiadamiac. Trzeba byc glosem tych zwierzat. Dzieki!

    Reply
    • Przedeptane
      25/06/2016 at 17:13

      Fajnie, że ostatnio temat dosyć mocno zaistniał w mediach – miejmy nadzieję, że to nie będzie tylko słomiany zapał :)

      Reply
    • Beata Dachniewska
      25/06/2016 at 18:38

      w innych krajach, choc od dawna, to temat wciaz aktualny i wciaz na czasie. Ale jednak widac ze coraz wiecej ludzi sie o tym dowiaduje i rozmawia o tym z innymi. Pokazywnie zdiec gdzie siedzi sie na wielbladzie, osiolku, juz nie mowiac o sloniu, zdiecia gdzie caluje sie delfina lub sie do niego przytula, moze juz liczyc na oburzenie czy zwrocenie uwagi za bardzo nietaktowna fote. Tak ze mysle ze i w PL bedzie sie tak dziac. A w tym „nasz” wkald. Be the voice of the voiceless :)

      Reply
  • Tresvodka.com - Chile
    29/06/2016 at 07:56

    Świetny i ważny wpis. Gratulacje i brawo za poruszenie tematu! Oby ludzie wzięli sobie do serca (i rozumu) te mądre słowa. Ja od dawna nie chodzę nawet, a może przede wszystkim, do Zoo.

    Reply
  • Karina Kasperska
    29/06/2016 at 20:46

    Straszne

    Reply
  • gggggg
    10/10/2016 at 18:04

    „Do szału doprowadzają mnie komentarze, że górale to rzeźnicy, że męczą konie, że wyciągają pieniądze z turystów. A kto, jak nie turyści, jest odpowiedzialny za taki stan rzeczy?”-A co ma piernik do wiatraka? Ci, którzy serio wierzą, że wszystkie konie są przemęczane, nie korzystają z tych usług. A to oskarżenie brzmi z deka jakby ludzie narzekali tylko na górali, ale sami korzystali, przynajmniej ja tak to obieram. Ci, którzy zarzucają jeżdżącym turystom, że nie chcą ruszyć tyłka sami gówno wiedzą o chodzeniu po Tatrach. Czy wy myślicie, że całe Tatry to tylko jedna droga do Morskiego oka i z powrotem? Może jeżdżą, żeby poświęcić czas na inne ścieżki?

    Reply
    • Jowi
      10/10/2016 at 19:45

      gggggg – jak widać, ty korzystałeś z tych „usług” górali, sądząc po twojej wypowiedzi. Wyobraź sobie, że można tak zorganizować sobie czas i siły, by te inne ścieżki dać radę odwiedzić bez wjeżdżania do Morskiego Oka.

      Reply
  • Irian
    10/10/2016 at 21:37

    Równie paskudne jest delfinarium na Malcie – maluteńkie, okrągłe baseniki o może dziesięciometrowej średnicy, gdzie delfin pływa w kółko aż oszaleje. Wypuszczane są tylko na pokazy. Niestety, kupiłam bilet nie robiąc porządnego riserczu, a potem było mi wstyd że biorę w czymś takim udział… Polecam przejrzeć opinie na Tripadvisorze przed takim wyjazdem, ze szczególnym uwzględnieniem tych niskogwiazdkowych.

    Reply
    • Przedeptane
      10/10/2016 at 22:34

      Dokładnie taki mógłby być główny morał tego wpisu: nie kupować biletów bez wstępnego rozeznania. W przypadku delfinów i innych waleni jest jeszcze prościej, ponieważ po prostu nie ma czegoś takiego, jak „etyczne delfinarium” – delfiny i orki ZAWSZE cierpią w niewoli (a już szczególnie te, które są zmuszane do pokazów i codziennego kontaktu z ludźmi).

      Reply
  • Szymon Król
    10/10/2016 at 21:03

    właśnie pomyślałem o tych koniach na MOKO… jak dla mnie usprawiedliwieni są ludzie niepełnosprawni, którzy z nich korzystają (a normalnie to nie rozumiem tego w ogóle)

    Reply
  • Agnieszka Ptaszyńska
    11/10/2016 at 15:19

    Dzięki, że opiekujesz się tym tematem!

    Reply
  • Mi
    14/11/2016 at 01:02

    Małpy trzymane na łańcuchu w marrakeszu na placu Dżamaa al-Fina,masakryczny widok biednych wtstraszonych małp w pampersach wciskanych turystom do zdjęcia.

    Reply
  • Gosia
    14/11/2016 at 23:21

    Dodałabym jeszcze osiołki na Santorini! Kategorycznie!

    Reply
    • Przedeptane
      15/11/2016 at 05:34

      Od początku chcieliśmy je mieć na tej smutnej liście – w wielu krajach faktycznie używane są aż „do zdarcia”, dopóki nie padną. Jeżeli możesz o nich napisać (albo znasz kogoś, kto mógłby to zrobić), to bardzo chętnie dołączymy taki tekst do wpisu.

      Reply
  • Luna
    17/01/2017 at 00:50

    Powinna na tej liście się też znaleźć puma Nubia :(, która podróżuje po całej Polsce w małej klatce.

    Reply
    • Przedeptane
      18/01/2017 at 01:31

      Możesz napisać coś więcej? Nie słyszeliśmy o niej wcześniej…

      Reply
  • Dorota
    31/05/2017 at 16:28

    Podczas tegorocznego wyjazdu do Andaluzji odwiedziłam również Mijas. Jedna z głównych turystycznych atrakcji miasta to osiołki, służące do przewozu turystów po okolicy. Zwierzęta stały w upale, ledwo osłonięte przed palącym słońcem, przywiązane do poziomego pala tak krótkimi postronkami, że nie miały możliwości poruszenia łebkiem, ani zmiany pozycji ciała.U ich kopytek sączyła się woda, wychlapywana z fontanny przez bawiące się dzieci-zwierzęta nie miały możliwości sięgnięcia po płyn, choć niewątpliwie nękało je pragnienie.Zrobiło to na mnie okropne wrażenie. W XXI w. takie ,,atrakcje” turystyczne powinny być wycofane, bez względu na tradycję. Szukam miejsca, gdzie można napiętnować takie traktowanie zwierząt ze skutkiem wyciągnięcia konsekwencji.

    Reply
    • Przedeptane
      19/06/2017 at 07:58

      Okropne. W każdym kraju działają organizacje zajmujące się wykrywaniem i zgłaszaniem takich nadużyć – na pewno warto się z nimi skontaktować.

      Reply
  • Taida Tarabuła
    24/06/2017 at 00:21

    Bardzo się cieszę, że powstało to kompendium… Udostępniłam, moi znajomi zrobili to samo.
    Osobiście pływałam z delfinami na Kubie. Dziś się tego wstydzę. Ktoś mnie uświadomił. Cieszę się… Choć i tak trochę późno… Kiedyś w necie pojawił mi się post ze słoniami, które trąbami, trzymając ołówek, czy piórko, coś rysowały, nie wiem, gdzie to było…. Nie wiem, czy można coś tak okrutnego zadawać dzikim zwierzętom :(

    Reply
    • Przedeptane
      05/07/2017 at 09:24

      Słonie są bardzo inteligentne i mają naturalne skłonności do zabawy – niestety etyczne atrakcje z ich udziałem można policzyć na palcach jednej ręki, przeważają cyniczne maszynki do robienia pieniędzy (i to dotyczy nawet placówek, które dumnie nazywają się „sanktuariami”).

      Reply
  • […] a nie na chodniki. Zresztą, więcej o zwierzakach wykorzystywanych w turystyce przeczytacie u Przedeptanych. Jeśli będziecie w Peru czy Boliwii i chcecie zdjęcie lamy, to zamiast dać się skusić na […]

    Reply
  • Warsawovernight
    05/07/2018 at 10:23

    Świetny wpis!

    Reply
  • […] więcej o przykrym traktowaniu zwierząt tu. […]

    Reply
  • Wojtek
    07/06/2020 at 12:04

    Strasznie smutna ta lista, choć chyba bardziej smutne jest to, że wydaje mi się, że nawet mimo piętnowania takich zachowań zawsze znajdzie się ktoś kto zapłaci za te „atrakcje”. No, ale zawsze warto szerzyć o tym wiedzę :)

    Reply
  • […] Lista nieetycznych atrakcji na blogu przedeptane.pl […]

    Reply

Dodaj komentarz