Menu

Do przodu, do przodu!

Piszę z zagranicy, z – ehm, ehm – południa. Na razie jeszcze nie z Maroka, ale przyjdzie kryska na Matyska :)

Krok po kroczku. Po co jechać do Australii, jak się w Austrii nie było. To „południe” to tylko Graz, gdzie posiedzę sobie tydzień na warsztatach żurnalistycznych. Po powrocie pakujemy z Zosią manatki i prawie natychmiast ruszamy do Krakowa, do Bolonii, do Fezu, a potem już sam czort wie dokąd.

W pociągu do Grazu dosiadłem się do przedziału okupowanego przez dwóch facetów – i okazało się, że miałem niezłego nosa. Jeden z nich pochwalił się, że żył przez kilkanaście lat w różnych krajach Azji Południowo-Wschodniej, a więc po dwóch godzinach wysiadałem z pociągu z pełnym notatnikiem informacji o wizach, tanich lokacjach oraz możliwościach przerzucania się między różnymi państwami regionu, w którym – jak Bozia da – znajdziemy się za kilka miesięcy.

Coś mi się widzi, że jednak w Australii padnie na Brisbane, do Dżakarty to rzut beretem. Przed nami jeszcze jednak długa droga i mnóstwo spraw do załatwienia. Mocy przybywaj!

Brak komentarzy

    Dodaj komentarz