Menu

Wieloryby w Sydney

Nie samymi kangurami i koalami Australia stoi! Przedstawiamy kilka migawek z naszego spotkania z humbakami.

Nawet w środku tutejszej zimy zwierzolubni turyści mogą liczyć na DUŻĄ dawkę wrażeń. Dwa razy w roku koło Sydney przepływają stada wielorybów, które można obserwować nawet z miejskich plaż. My jednak postanowiliśmy spełnić sobie kolejne marzenie i dotrzeć odrobinę bliżej do tych fascynujących ssaków.

Najpierw jednak garść przydatnych informacji.

WIELORYBY W SYDNEY – CO / GDZIE / JAK

W mieście działa kilka firm oferujących wyprawy dużymi łodziami lub mniejszymi, szybkimi motorówkami. Zwierzęta nie boją się statków, ponieważ Australijczycy zakazali wielorybnictwa w 1963 roku. Od tego czasu liczba humbaków skoczyła z setki do 8000 sztuk i nadal rośnie o 10-11% rocznie.

Dzisiaj stada humbaków (vel długopłetwców oceanicznych) są tak liczne, że organizatorzy wycieczek oferują gwarancję zwrotu pieniędzy lub darmowe bilety na kolejny kurs, jeżeli nie uda się zobaczyć żadnych wielorybów.

Czas migracji: maj – sierpień / wrzesień – listopad

Najlepsze miejsca do obserwacji z lądu: LINK

Ceny wycieczek statkiem: 30-90 $ w zależności od czasu trwania i wielkości grupy

Odzież: buty z antypoślizgową podeszwą, nieprzemakalna kurtka, Aviomarin

Aktualna ilość wielorybów w Sydney: LINK

Wróćmy do naszej zimowej wyprawy. Po wyruszeniu spod Opery w trakcie kilkunastu minut wypłynęliśmy z sydnejskiej zatoki na otwarty ocean. Tam dołączyła do nas grupka delfinów, które ewidentnie świetnie się bawiły w falach tworzonych przez dziób szybko płynącego statku.

Chwilę później zauważyliśmy też rozproszone stadka głuptaków australijskich. Wcześniej nieraz podziwialiśmy ich widowiskowe polowania, podczas których pionowo pikują do wody nawet z wysokości kilkudziesięciu metrów. Tym razem jednak kołysały się na falach, co oznacza, że w pobliżu mogą poruszać się wieloryby.

I faktycznie nie trzeba było długo czekać.

Kapitan ogłosił, że w odległości kilkuset metrów nad taflę wytrysnęły fontanny wody. Statek szybko zmienił kurs i ruszył w ich kierunku. Gdy woda opadła, między falami powoli prześliznęły się grube, czarne grzbiety. Są!

 

Sytuacja powtórzyła się kilka razy. Wszystkich obserwujących obowiązują surowe reguły – jedną grupę wielorybów mogą śledzić najwyżej trzy statki i można pływać tylko wzdłuż trasy poruszającego się stada. Nie wolno zagradzać im drogi ani podpływać zbyt blisko (o ile wieloryby same się nie ośmielą).

Nie wszystkie wieloryby lubią pozować do zdjęć. Starsze osobniki powoli prą do przodu, wystawiając z wody tylko grzbiet lub ogon. Operatorzy wycieczek dobrze o tym wiedzą i starają się znaleźć stada z młodymi samcami, w których – jak w każdym nastolatku, c’nie? – buzują hormony i którzy lubią się popisywać przed rówieśnikami lub potencjalnymi partnerkami.

W ciągu ponad dwugodzinnego rejsu podpływaliśmy więc do kilku grup, aż udało się trafić na takiego performera. I wtedy się zaczęło!

Nasz bohater dnia nie był żadnym Pudzianem swojego gatunku, mierzył – bagatela – około 10 metrów (dorosłe humbaki osiągają 12-16m). Braki w gabarytach nadrabiał jednak uporem i energią – w ciągu pół godziny naliczyliśmy ponad sto skoków!

Podobne widowiska zdarzają się najczęściej właśnie w czasie pierwszej migracji, kiedy humbaki uciekają z Antarktydy na północne wybrzeże Australii, by urodzić młode w ciepłych wodach Pacyfiku. Każdy z tych dwóch etapów liczy ponad 5000 kilometrów, a więc w ciągu roku australijskie humbaki pokonują aż 1/4 długości równika.

W trakcie powrotnej podróży młodzież jest już wybrykana, ale można z kolei obserwować krowy z cielakami (tak oficjalnie nazywa się panie humbakowe i ich przychówek). Podobno matki często są na tyle ufne, że podprowadzają młode aż do burty statków, aby pokazać juniorom dziwne, dwunożne ssaki podskakujące z ekscytacji na pokładzie. Chyba mamy już więc plan na listopad.

Naoglądaliśmy się młodzieńczych wybryków, ale w trakcie wypraw można zaobserwować cały szereg innych zachowań.

W oceanie nie ma się o co podrapać, a więc oprócz czysto popisowych skoków z półobrotem (pozdrowienia dla Chucka) humbaki czasem wyskoczą i prasną całym cielskiem o taflę, co zdaniem zoologów pomaga im usuwać skórne pasożyty.

Oprócz tego repertuar wielorybów obejmuje też uderzenia ogonem, machanie płetwą, pionowe zastyganie w wodzie itp. Pełną listę zachowań znajdziecie tutaj.

No ale cóż, wszystko co dobre… Po dwóch godzinach na oceanie trzeba było wrócić do przystani, a więc statek ruszył pełną parą w stronę sydnejskiej zatoki. Jeżeli macie mocny żołądek, to gorąco polecamy zostać na dziobie – wieje jak diabli, ale wrażenia jak z kolejki górskiej.

Tym razem nikt nie „odrzucał boa”, ale znajomi opowiadali, że czasem jakiś biedny, zielonkawy pasażer uruchomi reakcję łańcuchową i wzdłuż burt ustawia się więcej rzygaczy niż na gotyckiej katedrze. My mieliśmy szczęście, ale lepiej zaopatrzyć się przed wyprawą w jakiś Aviomarin.

Na pożegnanie kilka widoczków z powrotu do sydnejskiej zatoki. A my cieszymy się już na jesień jak humbak na tonę krylu.

5 komentarzy

  • Patrycja
    21/07/2017 at 11:14

    Niesamowita przygoda! Dobrze słyszeć, że wieloryby są tam chronione i oglądane przez turystów w bezpieczny sposób. Świetne zdjęcia, zazdroszczę wyprawy!

    Reply
  • Treiven z Warszawy
    25/07/2017 at 20:01

    Chciałbym to przeżyć!

    Reply
  • Zofia
    07/08/2017 at 12:53

    Niesamowita przygoda. Chciałabym coś podobnego przeżyć. Świetne zdjęcia . Pozdrawiam :)

    Reply
  • Ola | Chasing Colorso
    01/09/2017 at 08:59

    To musiało być niesamowite! Parę lat temu odwiedziłam Sydney, ale byłam tak przejęta są obecnością w Australii, że spacerowałam po mieście i zatokach, ale nie pomyślałam, by wybrać się na obserwacje wielorybów. I to określenie „krowy z cielakami” – nie wiedziałam, że tak się mówi. :D Koniecznie muszę tam jeszcze w życiu wrócić!

    Reply
  • Dorota
    10/04/2018 at 21:27

    To ja pozwolę sobie to tu zostawić ;) http://viamundo.pl/tonga/plywanie_z_wielorybami/
    Na Tonga macie niedaleko, może skorzystacie… :) Lifetime experience!

    Reply

Dodaj komentarz