Menu

Jaskinie Jenolan Caves. Magiczne podziemia Gór Błękitnych.

Lucas Cave – krótka podróż do fantastycznego świata z aborygeńskich legend.

Lato w Blue Mountains potrafi nieźle przygrzać w beret. W pobliżu gór jest jednak jedno miejsce, w którym można uciec od wszechobecnej spiekoty i ochłodzić członki zjarane od australijskiego słońca. Około 180 kilometrów na zachód od Sydney rozciąga się obszerny kompleks jaskiń i pieczar, które wyżłobiła w wapiennych skałach rzeka Jenolan.

Wejście do Jenolan Caves znajduje się w dolinie, w której panuje specyficzny, chłodny mikroklimat. Polany porastają dywany niebieskich kwiatów, po kamieniach ganiają jaszczurki, w centrum stoi kurort w alpejskim stylu. Generalnie byłoby bardzo nieaustralijsko, gdyby nie dziobaki pluskające się w spokojniejszych segmentach rzeki.

 

Ale my tu nie za idyllą. Zaledwie kilkadziesiąt metrów od hotelu asfaltowa droga wbija się w wąskie, skalne przejście prowadzące do gigantycznej groty. I tu zaczynają się schody – do jaskiń, ma się rozumieć.

 

Cały kompleks Jenolan Caves obejmuje kilkanaście jaskiń – każda z nich jest niepowtarzalna, wabi turystów innym klimatem, kolorami i galerią kształtów. My wybraliśmy się do Lucas Cave, nazwaną na cześć Johna Lucasa – australijskiego polityka oraz miłośnika jam i szczelin, chłe. To właśnie dzięki Lucasowi jaskinie Jenolan zostały otoczone opieką australijskiego rządu już w 1860 roku, czyli zaledwie 22 lata po odkryciu ich przez Europejczyków.

 

Oficjalnie odkrycia dokonali w 1838 roku bracia James i Charles Whalan, lokalni hodowcy bydła. Miejska legenda jednak głosi, że pierwszym białym człekiem w podziemiach był James McKeown, były skazaniec, któremu Jenolan Caves służyły za idealną kryjówkę.

Oczywiście Aborygeni znali te miejsca o wiele dłużej, najstarsze ślady ludzkiej obecności pochodzą sprzed 9000 lat. Tubylcy stosunkowo rzadko zapuszczali się w te strony, obawiając się tego, co mogłoby czyhać w ciemnościach i wyciągnąć po nich swoją zimną, śliską łapę. Znosili tu jednak chorych, by leczyć ich wodą o rzekomo cudownych właściwościach. Z jaskiń wynosili także znalezione kryształy, które używane były do odprawiania ceremonii.

 

Według aborygeńskich wierzeń cały obszar powstał w wyniku walki Gurangatcha (olbrzymiego węgorzopodobnego stwora) z Mirranganem (tzw. „quolla”, czyli australijskiej kuny workowatej / kota workowatego). Mityczne zwierzęta goniły się po okolicach przekopując w ziemi długie tunele, z których powstały później oczka wodne, jeziora i jaskinie.

Trzeba przyznać, że wnętrza Jenolan Caves mocno oddziałują na wyobraźnię. Oprócz standardowego zestawu stalaktytów, gmitów i gnatów ze ścian i sufitów wyrastają wapienne pasy i falbany, a także pokraczne, surrealistyczne formacje przypominające wizje z obrazów Dalego.

Wszystkie te cuda miały dużo czasu na powolne wyrastanie. Wiek wapiennych skał szacuje się na 340 milionów lat, co czyni z Jenolan Caves najstarszy znany otwarty system jaskiń na świecie.

W miarę wchodzenia w głąb kompleksu spada temperatura i rośnie ekscytacja. W jednym miejscu rozbawił nas mały potworek mrugający czerwonymi ślepiami. Czujnik ruchu, jak się okazało.

 

Pauza dla klaustrofobików – kwiecie z górskiej polany. Wypocznijcie, bo za chwilę będzie o truchłach.

W wielu częściach kompleksu znajdują się ukryte przejścia, śmiertelne pułapki dla zwierząt, którym zdarzyło się tutaj zabłądzić. Ludzie też czasem mieli pecha – w 1902 roku w Skeleton Cave odkryto prastare szczątki Aborygena.

W Lucas Cave można zobaczyć na przykład szkielet wombata (poniżej).

W jaskini Jersey znajdowały się nawet kości wilka workowatego (vel wilkowora tasmańskiego). To naprawdę wyjątkowe znalezisko, ponieważ zwierzęta te wymarły na kontynencie ponad 2000 lat temu – na Tasmanii przeżyły jeszcze do lat 30. minionego wieku, dopóki Europejczycy definitywnie nie zepchnęli ich na karty historii i portale kryptozoologów.

 

Większość wnętrz oświetlonych jest przy użyciu stonowanych lamp, dopiero w ostatnim segmencie Lucas Cave można zobaczyć starszą iluminację à la „jakie grzyby dałaś do tej zupy, mamo?”.

I tym kiczydłem żegnamy jaskinię Lucasa. Jeżeli nadal Wam mało, nie płaczcie. Na pewno wrócimy, by poeksplorować inne części kompleksu.

Zresztą Jenolan Caves nadal nie zdradziły wszystkich swoich tajemnic – geolodzy przewidują, że do tej pory odkryto zaledwie mały fragment całego systemu. Na pewno czeka nas niejedna niespodzianka.


Fajnie? Chcesz więcej? Zapraszamy na Facebooka.

7 komentarzy

  • Mikołaj / Życie w podróży
    09/02/2017 at 13:21

    Jestem własnie po nagraniu podcastu z Julią Raczko na temat życia w Australii. Co blog to kolejna obietnica, że Australia nigdy nas nie zawiedzie. Twój wpis świetnie to udowadnia. Jaskinia, nawet na zdjęciach robi ogromne wrażenie, a co dopiero na żywo. Oficjalnie zazdroszczę tej przygody :)

    Reply
  • Marta
    10/02/2017 at 19:19

    Nie eksploruje jaskiń, więc zawsze patrzę na nie okiem mainstreamowego turysty :D Uwielbiam gdy są pięknie podświetlone <3

    Reply
  • Joanna
    10/02/2017 at 19:28

    Jaskinie i ich zwiedzanie, eksploracja, to wdzięczny temat. Sama lubię się po takich szwendać, a ta, o której piszesz jest niesamowita. Nie wiedziałabym, gdzie podziać oczy! Mrugający potworek powoduje chwilowy zamęt, a zaraz potem śmiech :D Zazdroszczę możliwości łazikowania po tak ogromnej jaskini!

    Reply
  • Emilia Wojcik
    12/02/2017 at 10:25

    Zabraliśmy tam rodziców, bosko! :)

    Reply
  • Marta
    12/02/2017 at 14:25

    Fantastyczne miejsce! Przypomina mi trochę jaskinie w Wietnamie, w rejonie zatoki Ha Long. Ale tam, kiczowate oświetlenie było dosłownie w każdej z nich.

    Reply
  • Iza
    13/02/2017 at 16:14

    Lubię jaskinie więc nie będę się czepiać kiczowatego oświetlenia;) ciekawi mnie za to jak duża część została jeszcze nieodkryta i co jeszcze się tam kryje.

    Reply
  • tatomir88
    20/04/2017 at 16:07

    Piękne, bez dwóch zdań :D

    Reply

Dodaj komentarz