Menu

Przeczytane: Robert Robb Maciąg „Tysiąc szklanek herbaty”

Są ludzie i ludziska, są gusty i guściki, są marzenia i mrzonki. Książka „Tysiąc szklanek herbaty” opowiada o ludziach wybitnie niepraktycznych, o takich, którzy pewnego dnia pakują plecak i wyruszają w podróż z Syrii do Chin wzdłuż Szlaku Jedwabnego. Na rowerze.

Polowałem na tę pozycję od dawna, ponieważ pierwszą książkę Robba Maciąga pt. „Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę” pochłonąłem praktycznie na poczekaniu. W swoim debiucie Maciąg w bardzo osobisty, prawie intymny sposób rozliczał się ze zdradą ukochanej, która nie tylko zostawiła go samego w Państwie Środka, ale w efekcie popchnęła go do tego, że wsiadł na rower i wyruszył jeszcze dalej. Wątek podróży jako katharsis świetnie się sprawdził, czego dowodem był zasłużony sukces publikacji na polskim rynku wydawniczym.

W „Tysiącu szklanek…” brakuje tej dramatycznej linii, książka jest bardziej spokojną medytacją niż palącym wyznaniem. W międzyczasie autor zdążył się bowiem ustatkować, jeżeli można tak nazwać znalezienie nowej bratniej duszy i pedałowanie – już na dwóch rowerach – przez bezdroża Bliskiego i Dalekiego Wschodu.

fot. R. Maciąg

Na przestrzeni ponad trzystu stron bogato ozdobionych zdjęciami z trasy poznajemy dziesiątki dobrych dusz, które bezinteresownie podawały pomocną dłoń uczestnikom wyprawy. Maciąg sypie jak z rękawa przykładami bezbrzeżnej muzułmańskiej gościnności, która dziwnie nie pasuje do stereotypów powielanych przez europejskie media. Setki portretów literackich i fotograficznych tworzy sielankową prawie wizję łagodnych ludzi, którzy zapuścili korzenie w surowych krajobrazach. Cytując autora – „Tak jak przed telewizorem umiera wiara w drugiego człowieka, tak w podróży ta wiara powraca”.

Maciąg jest bystrym obserwatorem, ale z reguły powstrzymuje się od wysuwania własnych wniosków na pierwszy plan. Dopiero w ostatnim, chińskim segmencie wyprawy – po przejechaniu Turcji, Iranu i trzech wschodnich „-stanów” – spisuje kilka surowych obserwacji, pisze o żywych ranach, które pozostawiły w najliczniejszym narodzie świata wydarzenia sprzed ponad pół wieku. Smakowite opisy chińskich potraw mieszają się z gorzką refleksją nad stosunkiem rządu do ludzi i ludzi do zwierząt.

fot. R. Maciąg

Książkę czyta się jak marzenie, jednak nie jest ona pozbawiona błędów; a szkoda, bo chodzi często o niedociągnięcia, których stosunkowo łatwo można było uniknąć. Wydanie jest niezwykle ambitne (oryginalny format i projekt okładki, stylizowana nazwa aktualnego państwa widniejąca u spodu każdej strony, dobrze dobrane zdjęcia), ale niestety nie wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Edytor i korektor nie poprawili wszystkich literówek i denerwujących powtórzeń, nie wyperswadowali autorowi licznych wielokropków i cudzysłowów, które niepotrzebnie zaśmiecają tekst.

Ale nic to. Drobna rysa i mój pretekst do marudzenia. Tak, jak wcześniejsze książki autora, „Tysiąc szklanek” łatwo wypić jednym haustem, a po ostatniej stronie nadal odczuwać pragnienie. Strony pachną herbatą i kurzem, arbuzami i ryżem, grzeją jak pustynny piasek i uśmiech nieznajomego.

maciag-1

Trudno nie zgodzić się z jednym z ostatnich zdań – „Podróż zaczyna się po wyjściu z domu i wcale nie trzeba jechać do egzotycznych krajów, aby przeżywać przygody.” Powiem więcej – dzięki takim książkom jak ta, aby przeżyć przygodę, czasami nie trzeba nawet wychodzić z domu. Maciąg wciąga.

Książkę można kupić w postaci ebooka / audiobooka.

Strona autora: www / Facebook, zdjęcia R. Maciąg

Wydawnictwo Bezdroża 2012.

 

Brak komentarzy

    Dodaj komentarz