Menu

Przeczytane: Paul Theroux „Stary ekspres patagoński. Pociągiem przez Ameryki”

Amerykański powieściopisarz Paul Theroux znany jest w Polsce przede wszystkim jako autor książki podróżniczej „Wielki Bazar Kolejowy. Pociągiem przez Azję”, w której opisuje swoje przygody na trasie kolejowej Londyn – Tokio. Jednak dopiero teraz, po prawie 40 latach, polscy czytelnicy w końcu doczekali się młodszej siostry tej kultowej pozycji. Tym razem Paul Theroux wsiada do pociągu w Bostonie trzymając w dłoni bilet do Patagonii.

Na przestrzeni 22 rozdziałów noszących nazwy ekspresów, którymi przemieszczał się autor, śledzimy jego mozolną, zawiłą podróż ze Stanów przez Panamę i Kolumbię aż na sam koniuszek Ameryki Południowej, pocimy się w tropikach i dostajemy zadyszki na peruańskich wyżynach, a w końcu spędzamy kilka wieczorów na rozmowach z Jorge Luisem Borgesem w Buenos Aires.

Jeżeli czytaliście „Wielki Bazar”, to już wiecie, że Theroux raczej nie jest do rany przyłóż. Odwołania do literatury i poetyckie opisy odwiedzanych miast i krajobrazów przewijających się za oknem przeplata z kąśliwymi uwagami dotyczącymi innych pasażerów i kolegów po fachu. Jednak tym razem częściej zdarza mu się zrzucać pancerz cynizmu – w Bogocie wzrusza się nad losem trójki bezdomnych chłopców nocujących na wilgotnych kartonach, w Patagonii roztkliwia się na widok pustynnych kwiatków, nie raz i nie dwa wspomina o tęsknocie do żony i dzieci. Poza tym to jednak stary (nie)dobry Theroux, bystry obserwator i bezlitosny komentator; erudyta, który nie boi się ubrudzić rąk.

Strony książki odsłaniają przed czytelnikiem fantastyczne krajobrazy. Na miejsce tropikalnej dżungli wskakują zakurzone, biedne wioski, niebotyczne góry i wulkany ustępują miejsca oceanom i jeziorom. Są też portrety pasażerów i mieszkańców miast, przez które przechodzi trasa wyprawy – poznajemy rolników i biznesmenów, przedsiębiorców pogrzebowych i zagubionych turystów. W tle błyskają cytaty z książek, których lekturą autor ożywia monotonię stukotu kół.

Drobną skazą na polskim wydaniu są pewne potknięcia w tłumaczeniu. Jedna z napotkanych postaci jest rzekomo „członkiem kwartetu muzykującego u fryzjera”. Angielskie określenie „barbershop quartet” faktycznie pochodzi od zespołów śpiewających a capella w zakładach fryzjerskich w drugiej połowie XIX wieku, ale mniej więcej od lat 40. funkcjonuje w amerykańskiej popkulturze jako nazwa kwartetu wokalnego występującego w śmiesznych kapelusikach. Nie mam też pewności co do tego, czy pociąg rzeczywiście mijał w Panamie wiele „konkretnych domów, konkretnych kościołów i konkretnych więzień”, czy też może chodziło po prostu o materiał, z którego były one zbudowane (ang. „concrete” – konkretny, ale też … beton).

Te niedociągnięcia na szczęście nie psują ogólnego wrażenia. Theroux świetnym pisarzem jest i warto pojechać z nim na gapę z dusznego Meksyku aż na koniec świata, albo – w tym przypadku – na koniec obu Ameryk.

Wydawnictwo Czarne, 2012. Książkę można kupić na przykład TUTAJ (także w postaci ebooka).

Brak komentarzy

    Dodaj komentarz