Menu

Przeczytane : Paulina Wilk „Lalki w ogniu“ (Warszawa 2011)

W trakcie przygotowań do podróży zgromadziłem w domu piramidkę książek o tematyce podróżniczej. Po lekturze kilku pozycji stwierdziłem, że autorzy literatury globtroterskiej często wpadają w nużący schemat opowieści sprawozdawczej. Jakże miłym odstępstwem od tej reguły okazała się być książka Pauliny Wilk!

Trzeba powiedzieć wprost – ta niecodzienna, intymna opowieść o Indiach jest bardzo specyficzną lekturą. Zajęło mi kilkadziesiąt stron, zanim przystąpiłem na dosyć osobliwe reguły gry. Czytelnik na próżno szuka fabuły, intrygi, zwięzłych danych i statystyk; to bardziej poezja, niż proza, impresja, a raczej setki impresji zanotowanych przez niezwykle wnikliwego obserwatora. Całkiem zresztą możliwe, że to jedyny możliwy sposób, by opisać ten niesamowicie różnorodny kraj pełen krzykliwych kontrastów. Autorka wielokrotnie przypomina o tych różnicach spowodowanych przez odległości geograficzne, odmienne podłoże kulturowe, religijne lub historyczne, a nawet warunki klimatyczne.

Zabawne, że wielu czytelników nie chce kompletnego obrazu, ale wolą karmić się ugładzonymi scenkami rodzajowymi z prospektów biur podróży. Kiedy kupowałem książkę w sklepie internetowym, przeczytałem kilka recenzji, których autorów oburzył fakt, że Paulina Wilk porusza takie tematy, jak bieda, śmierć czy warunki sanitarne – niektórzy wprost pisali o tym, że książka „zepsuła im obraz Indii”. Absolutnie nie mogę się z tym zgodzić.

Autorka bardzo sumiennie pilnuje, aby równowaga między tym kalejdoskopem sprzeczności zawsze została utrzymana. Opisuje zarówno piękno życia rodzinnego, jak i surowy system ról w tejże rodzinie, przypominający hierarchię odpowiedzialności w dużej korporacji. Dużo miejsca poświęciła fascynująco barwnym praktykom religijnym, nie omijając wcale takich fenomenów, jak rytualne morderstwa lub praktyki wróżbitów lub innych oszustów wszelkiej maści.

Swoją drogą – doskonale udało jej się wyrazić osobiste odczucia i wrażenia bez odwoływania się do płytkiego mistycyzmu, tak typowego dla wielu relacji z Indii. W zasadzie można powiedzieć, że „Lalki w ogniu” to długi etnologiczny biały wiersz. Chociaż …

Napisałem, że książka nie oferuje czytelnikowi suchej faktografii – tutaj jednak kryje się kolejna fascynująca cecha stylu literackiego, jaki autorka przyjęła na potrzeby tej publikacji. Struktura opowiadania nie ma wprawdzie nic wspólnego z klasycznym „po wyjechaniu z X przyjechałem do Y, gdzie zobaczyłem Z”, jednak raczej trudno oskarżyć autorkę o asekuranctwo, subiektywizm opowieści z pewnością nie służy do maskowania  braków w faktografii. 250 stron tekstu wprost kipi od szczegółowej, głębokiej wiedzy na temat każdego elementu ubioru, potrawy lub najdrobniejszego gestu.

Prawdę powiedziawszy ten ogrom informacji miejscami może aż przytłaczać. Zaczynam rozumieć reakcje niektórych – nawet doświadczonych – podróżników, którzy zapytani o wrażenia z podróży do Indii bezradnie rozkładają ręce. Niedawno pewna znajoma napisała, że musi tam wrócić i postarać się zrozumieć; że nie da się tego wchłonąć w tydzień, w miesiąc, w rok.

Jestem pewien, że w podobny sposób – bez względu na to, czy uda mi się kiedyś postawić stopę na rozgrzanym asfalcie indyjskiej ulicy – wrócę jeszcze nieraz do tej intrygującej książki.

Brak komentarzy

    Dodaj komentarz